-
-
-
Sala sądowa nr 600
(Dz 3, 13-15. 17-19; 1 J 2, 1-5;
Łk 24, 35-48)
Jedna z najważniejszych sal
sądowych w historii świata, to
„sala nr 600”, w której odbywały
się rozprawy tzw. procesów
norymberskich.
Po zakończeniu drugiej wojny światowej
naturalną koniecznością było
rozliczenie odpowiedzialnych za
zbrodnie. Na miejsce tego
doniosłego przedsięwzięcia
sądowego wybrano Norymbergę.
Proces rozpoczął się 20
listopada 1945 roku. Przed
Międzynarodowym Trybunałem
Wojskowym stanęło 21
oskarżonych, głównych
przedstawicieli
narodowosocjalistycznego reżimu.
W latach 1946 – 1949
przeprowadzono 12 kolejnych
procesów, ale już przed
amerykańskimi sędziami.
Oskarżenie sformułowano jako
zbrodnie przeciwko pokojowi oraz
zbrodnie przeciwko ludzkości.
Sędziowie stanęli przed bardzo
odpowiedzialnym wyzwaniem,
dotyczącym nie tylko oceny
dramatycznej przeszłości, ale i
stworzenia podstaw pod budowę
przyszłości. „Zasady
norymberskie” sformułowane w
Karcie Międzynarodowego
Trybunału Wojskowego stanowią
dziś podstawę Międzynarodowego
Trybunału Karnego w Hadze.
Będąc w Norymberdze po
odwiedzeniu muzeum – Memorium
Procesów Norymberskich, udałem
się do słynnej „sali sądowej nr
600”.
Uderzyło mnie,
że w centralnym miejscu został
zawieszony duży Krzyż Jezusa
Chrystusa, a przecież
podczas procesów, tego krzyża
tam nie było. Nie słyszałem
jednak, aby ktoś dzisiaj
kwestionował jego miejsce w tej
właśnie sali. Jezus Chrystus
jako prawdziwy człowiek i
prawdziwy Bóg, swoją ofiarą
zadośćuczynił za wszystkie
ludzkie grzechy. W Jego Krzyż
jest wpisana nie tylko śmierć,
ale również Jego
zmartwychwstanie i powtórne
przyjście, ale już jako
sędziego, który nie tylko
dopełni sprawiedliwości, ale
dokona naprawy wszelkiego zła.
Tylko On może tego dokonać.
Tak jak wspomniałem, podczas procesów
krzyża na „sali sądowej nr 600”
nie było. Jednakże
przesłanie trzech marmurowych
portali, których przesłonić się
nie dało, było i jest mocne, ale
zostało ono przemilczane.
Portale przedstawiają grzech
Adama i Ewy, wagę, symbol
sprawiedliwości i tablice
Dekalogu. Procesy
norymberskie o grzechu, o
naruszeniu prawa Bożego nic nie
mówiły. Było to zapewne
pokłosiem przemian, którym
patronowały między innymi,
rewolucja burżuazyjna, rewolucja
techniczna, totalitaryzmy, z
którymi niby to walczono.
Człowiek, a nie Bóg stał się
punktem odniesienia. I tak
zaczęto budować powojenny świat
i tak buduje się go do dzisiaj.
Wielu politykom, wielu
ludziom i niestety wielu
przedstawicielom Kościoła
Chrystusowego wydaje się, że
mają prawo decydować o tym, co
jest dobre, a co złe. Stają
tak jak Adam i Ewa pod rajskim
drzewem poznania dobra i zła, a
kuszeni przez Szatana popełniają
tę samą głupotę. Zapomnieli, że
prawodawcą jest Bóg, a
konsekwencje straszne.
Krzyż w „sali sądowej nr 600”
jest nadzieją, ale i przestrogą. Kiedyś wybrano w Niemczech
narodowy socjalizm i niestety w
dużej mierze przyczyniły się do
tego kobiety. Konsekwencje tego
wyboru były straszne. I ten
Krzyż wiszący na „Sali sądowej
nr 600”, przypomina, że Sąd
Ostateczny będzie i to według
prawa Bożego,
a nie ludzkich pomysłów.
I co ważne – staniemy na nim
wszyscy! Warto o tym
pamiętać, kiedy kształtując
współczesny świat, ojczyznę i
nasze miasto oddajemy nasze
głosy. Choć są anonimowe, na
końcu końców, każdy za swój
odpowie.
Dzisiaj tych, którzy chcą się spotkać z
Jezusem i razem z Nim przejść
przez życie, zaprasza On do
sali, gdzie zgromadzili się Jego
uczniowie. Zmartwychwstały Jezus
pokazuje nam swoje śmiertelne
rany w ciele, które podlega już
innym kategoriom bytu. Chce
oświecić nasze umysły, abyśmy
rozumieli Pisma. Tym, którzy
uwierzą, poleca, aby byli
świadkami tego. Można
dodać – odważnymi i
odpowiedzialnymi świadkami.
Ks. Lucjan Bielas
Pokój wam
(Dz 4, 32-35; 1 J 5, 1-6; J
20,19-31)
Tam, gdzie przebywali uczniowie w
dniu zmartwychwstania, drzwi
były zamknięte z obawy przed
Żydami.
Wykorzystajmy fakt, że te drzwi
dla nas zostały otwarte
i
że żaden ze zgromadzonych tam
uczniów Jezusa nas się boi.
Uradujmy się wraz z obecnymi
pojawieniem się
zmartwychwstałego Pana. Razem z
nimi otwórzmy nasze umysły i
serca na wypowiedziane przez
Niego słowa powitania:
Pokój wam. Ważne jest
to, że słowa te wypowiada
zmartwychwstały Jezus, jedyny,
który może każdemu,
bezgranicznie Mu ufającemu, dać
prawdziwe bezpieczeństwo, a nie
tylko zaoferować jego poczucie.
Można postawić pytanie, w otaczającej nas
rzeczywistości szczególnie
ważne: na czym polega owo
bezpieczeństwo, które oferuje
Jezus?
Wpierw jednak domaga się odpowiedzi pytanie:
czego się tak naprawdę
najbardziej boimy? Poddając
analizie różne ludzkie opinie na
ten temat, jestem głęboko
przekonany, jako już nieco
doświadczony kapłan, że
najbardziej boimy się grzechu
i ciemnej wieczności. Ciemnej,
to znaczy – bez miłości.
Wszystkie ludzkie opowieści na
ten temat, tak naprawdę do tego
się sprowadzają.
Na czym więc polega ów Pokój
Jezusa?
O ile wiara w istnienie życia pozagrobowego
jest obecna w powszechnej
świadomości ludzkości, to Jezus
swoim zmartwychwstaniemy, czyni
ją elementem życia,
a nie biernego oczekiwania. Znakiem
rozpoznawczym zmartwychwstałego
Jezusa są śmiertelne rany w Jego
ciele. Chociaż są one fizycznie
doświadczalne, to jednak
podlegają zupełnie innym prawom.
Ciało zmartwychwstałego Jezusa
jest kategorią bytu, całkowicie
przekraczająca naukowe
możliwości i wyobrażenia
człowieka. Bóg przygotował ową
kategorię bytu dla każdego,
który otworzy się na dzieło
zbawcze Jego Syna. Tylko Bóg,
znający głębię sumienia każdego
człowieka, może
go sprawiedliwie ocenić. Ta Boża ocena,
zawiera w sobie jednocześnie
sprawiedliwość i miłosierdzie,
co po ludzku wydaje się trudne
do pogodzenia.
To nie przypadek, że Jezus, zaraz po swoim
zmartwychwstaniu, pierwszego
dnia, wyciąga rękę do
wszystkich, którzy uczciwie
patrząc w swoje sumienie,
są zasmuceniu z powodu faktu grzechu.
Wybranym uczniom przekazuje
misję Jego miłosierdzia i
sprawiedliwości: Weźmijcie
Ducha Świętego! Którym
odpuścicie grzechy, są im
odpuszczone, a którym
zatrzymacie, są im zatrzymane.
Jezus ustanowił Sakrament Pokuty
i tylko On miał prawo to
uczynić. Umierając na krzyżu
jako prawdziwy człowiek o
nieskończonej godności,
prawdziwego Boga, dokonał dzieła
o nieskończonej wartości, którym
„zbilansował” ludzki grzech.
Jezus swoje nieskończone
miłosierdzie okaże tym, którzy
się do Niego zwrócą. On jednak
ustanawia warunki. Posługuje się
drugim człowiekiem, który tak
jak wszyscy jest grzesznikiem,
lecz daje mu Ducha Świętego i
władzę odpuszczania grzechów. To
Jezus w tym akcie wyznania
grzechów, żalu i postanowienia
poprawy, dokonanym przed
spowiednikiem, przebacza i czyni
człowieka prawdziwie wolnym.
Nikt sam sobie grzechów nie
odpuści, nikt sam siebie nie
rozgrzeszy. Papież też musi
iść
do spowiedzi.
Jestem jednak całkowicie świadomy
tego, że cały powyższy wywód o
logice zbawienia, będzie
niezrozumiały, jeżeli nie będzie
wpisany w cudowny dialog miłości
między Bogiem a człowiekiem.
Pamiętam jak wiele lat temu podczas
Sakramentu Pokuty spowiednik,
kapucyn, powiedział do mnie
proste zdanie: „Jezus jest
miłosierny”. Powiedział to z
takim wewnętrznym przekonaniem,
że ta prawda, którą przecież
znałem i głosiłem, przeorała na
nowo moją głowę. Zapamiętałem
sobie to zdanie na zawsze.
Uświadomiłem sobie również, że Jezus, z
którym rozmawiała św. Siostra
Faustyna, to był ten sam Jezus,
z którym spotykała się w
Sakramencie Pokuty. To jest
ten sam Jezus, który i mnie w tym Sakramencie
odpuszcza grzechy. Który obdarza
mnie miłością, wolnością i
prawdziwym pokojem.
Jestem głęboko przekonany, że dzisiejsze
zaproszenie na spotkanie ze
zmartwychwstałym Chrystusem,
ustanawiającym Sakrament Pokuty
jest przede wszystkim skierowane
do następców apostołów księży
biskupów i do nas kapłanów,
którzy w ich władzy odpuszczania
grzechów, uczestniczymy. Mamy
wszyscy w tej służbie
prawdziwemu pokojowi wiele do
poprawy. Już sam fakt tak
długiego oczekiwania na biskupa
w diecezji sosnowieckiej jest
tego stanu rzeczy bolesnym
przykładem.
Jezu
ufam Tobie!
Ks. Lucjan Bielas
Zmartwychwstanie,
Jezus tylko był, czy też
również jest
(Benedykt XVI)
(Dz
10,34a-37-43;
Kol 3,1-4; J 20,1-9)
Pewnego razu, pewien zakonnik w
zakrystii pewnego sanktuarium
postawił mi pytanie: dlaczego
św. Jan dopiero po wejściu do
grobu Jezusa, „ujrzał
i uwierzył”ytanie to sprowokowało krótką, ale ciekawą
rozmowę na temat procesu
pogłębiania wiary, albo też jej
zatracania. Przyznam się, że
pytanie owego zakonnika ciągle
wraca do mnie, a szczególnie w
niedzielę Zmartwychwstania
Pańskiego, kiedy to Kościół
zaprasza nas, aby wraz z
uczniami Chrystusa, Piotrem
i Janem jeszcze raz wejść do Jego grobu.
Relacje Ewangelistów, a nade wszystko szczery
przekaz samego Jana, pozwalają
nam prześledzić jego rozwój w
wierze. On już u boku św.
Jana Chrzciciela spotkał Jezusa.
Wraz z towarzyszącym mu wtedy
Andrzejem niejako wprosili się
do Niego, chcąc zobaczyć gdzie
mieszka. Skutek tej wizyty
objawił św. Andrzej, który
spotkawszy swojego brata
Szymona, oznajmił mu krótko:
Znaleźliśmy Mesjasza – to znaczy
Chrystusa (J 1,41).
To Jan dla Jezusa zostawił firmę rybacką i
poszedł za Nim. Wszystko
widział, wszystko słyszał i
niewątpliwie należał do grona
najbardziej rozgarniętych i
ambitnych Jego uczniów. Był
świadkiem, niezwykłego
przemienia Jezusa na Górze
Tabor, wskrzeszenia Łazarza, a
wreszcie Jego pojmania i
śmierci. Jan był zapewne
najmłodszym uczniem Jezusa i
bardzo uczuciowo przylgnął do
Niego. Owa czystość i piękno
relacji odegra we właściwym
czasie niebagatelną rolę.
Niewątpliwie wszystkie przeżywane wydarzenia
u boku Jezusa w głowie Jana
nieustannie kształtowały i
pogłębiały odpowiedź na pytanie:
kim jest Jezus? Wprawdzie
wierzył, że Jezus jest
Mesjaszem, to jednak obraz
mesjańskiej godności był jeszcze
w jego głowie bardzo ludzki.
Pomimo faktu, iż doświadczał
nadprzyrodzonej mocy Jezusa, to
jednak po Jego śmierci, której
był jednym z najbliższych
świadków, wraz z innymi złożył
Jego ciało w grobie. Nikt, poza
Matką Jezusa, nie myślał
o zapowiadanym przez Niego zmartwychwstaniu.
Pamiętajmy o tym, że wielu
ówczesnych Żydów wierzyło w
zmartwychwstanie, ale na końcu
czasów. Chrystus
przygotowywał ich drogą ewolucji
na rewolucję myślenia o
zmartwychwstaniu. Doświadczenie
śmierci Jezusa i złożenie Jego
ciała do grobu z ogromną ilością
wonności, z kamieniem, strażą i
pieczęciami, to były w pewnym
sensie działania dawnego
myślenia o rzeczach
ostatecznych.
Tymczasem: Pierwszego dnia po szabacie,
wczesnym rankiem, gdy jeszcze
było ciemno, Maria Magdalena
udała się do grobu i zobaczyła
kamień odsunięty od grobu.
Pojawiła się tutaj wbrew
ludzkiej logice wiedziona
miłością. Doświadczeniem
otwartego grobu pragnęła się
natychmiast podzielić z tymi,
którzy podobnie jak ona myśleli
sercem. Pobiegła więc do Szymona
Piotra i do Jana. Dynamika
miłości przekłada się na ruchy
ciała i tak oni pobiegli do
grobu Jezusa. Kluczowe jest to,
co ujrzeli w grobie: leżące płótna oraz
chustę, która była na Jego
głowie, leżącą nie razem z
płótnami, ale oddzielnie
zwiniętą na jednym miejscu.
Niedawno w Betanii doświadczyli
wskrzeszenia Łazarza. Na
polecenie Jezusa wyszedł on z
grobu po trzech dniach od
pogrzebu. Wyszedł pomimo faktu,
że był cały powiązany. Teraz
w grobie Jezusa zobaczyli same płótna, ale
bez ciała, które je owijały.
Wniosek dla nich był jeden –
Jezus zmartwychwstał. Jego
Bóstwo wskrzesiło Jego
Człowieczeństwo. Bóg jest Panem
ładu i porządku, dlatego chusta
nie była bezładnie rzucona, lecz
– oddzielnie zwinięta na jednym
miejscu.
To doświadczenie było dla św. Jana kolejnym
pogłębieniem aktu wiary.
Określił to w prostych słowach:
Dotąd bowiem nie rozumieli
jeszcze Pisma, które mówi,
że On ma powstać z martwych.
I tak dokonała się rewolucja w
myśleniu o zmartwychwstaniu. Jezus zmartwychwstał przed
końcem czasów i tym faktem
zmienił ludzkie życie.
Znakomicie ujął
to św. Paweł: Tymczasem
jednak Chrystus zmartwychwstał,
jako pierwociny tych, co pomarli
(1Kor 15,20). Ta zmiana
ludzkiego życia polega na
uporządkowaniu świata wartości i
celu: Jeśliście więc razem z
Chrystusem powstali z martwych,
szukajcie tego, co w górze,
gdzie przebywa Chrystus,
zasiadając po prawicy Boga.
Dążcie do tego, co w górze, nie
do tego, co na ziemi (Kol
3,1-2)
Fakt, że Jezus zmartwychwstał, a
więc nie tylko był, ale
również jest, przemienia
życie tych, którzy wierzą. Przykład św.
Piotra, św. Jana, św. Pawła i
innych,
to ogromna
zachęta do pracy nad aktem
wiary. Mamy też w Ewangelii,
przykład braku tej pracy i
dramatu człowieka, a mianowicie
– Judasza. Pozostawiamy
go Miłosierdziu
Bożemu, a jego błędy pozostaną
zawsze bolesną przestrogą.
Życzę więc sobie i wszystkim
Braciom i Siostrom w wierze
dynamiki w pracy nad jej
rozwojem.
Ks. Lucjan Bielas
Po co Niedziela Palmowa?
(Mk 11, 1-10; Iz 50,4-7; Flp
2,6-11; Mk 14, 1 – 15, 47)
Kolejny raz w naszym życiu
przeżywamy liturgię Niedzieli
Palmowej, która rozpoczyna dla
nas święty czas Wielkiego
Tygodnia. Ta sama liturgia, choć
już nie
w tym samym świecie i nie w tym
samym punkcie naszego życia.
Wystarczy wspomnieć minione, a
niezbyt odległe lata, rzucić
okiem na aktualne doniesienia
ze
świata, spojrzeć do szeroko
rozumianego lustra i kolejny raz
dostrzec prawdę, że o ten świat
i o naszą wolność i o nasze
dusze walczy wróg, któremu na
imię Szatan.
Kolejny raz Jezus Chrystus,
który ma moc przeprowadzić nas
przez wszelkie niebezpieczeństwa
na drodze naszego życia, wzywa
nas do tego, abyśmy Mu
całkowicie zaufali. Jest pewne,
że nie zdołamy przeniknąć tego
wszystkiego, co na nas czyha i
tych, którzy weszli w relację z
Szatanem. Tylko wtedy, kiedy
odważymy się pójść
za Jezusem, przejdziemy
przez pole minowe tego
świata, ratując życie,
zdobywając doświadczenie, a
przede wszystkim pogłębiając
zaufanie do Boskiego
Przewodnika.
Przez liturgię Niedzieli
Palmowej Jezus chce ukazać tym,
którzy decydują się na pójście
razem z Nim, cały plan życiowej
wędrówki.
I tak na początku uroczystej
liturgii poświęcenia palm,
jest odczytywana Ewangelia
przypominająca uroczysty wjazd
Jezusa do Jerozolimy w roku 30.
Miało to miejsce po prawie
trzech latach Jego nauczania,
którego mądrość przewyższa
wszelką ludzką wiedzę. Jego
uzdrowień, którym nie sprosta
medycyna, a przede wszystkim
ukazanie Jego człowieczeństwa,
przez które widać Jego Bóstwo.
Jakże ci, którzy doświadczyli
bogactwa Jezusa, nie mieli się
cieszyć z Jego wjazdu do
Jerozolimy na pożyczonym
oślęciu. Witali Go jako króla,
potomka Dawida, jako zwycięzcę,
podobnie jak Szymona
Machabeusza. Witali Go po
swojemu, nie do końca jeszcze
rozumiejąc
Jego misję, co niedługo później
będzie twardo zweryfikowane.
Liturgia Słowa Niedzieli
Palmowej wyróżnia się tym, że
podobnie jak w liturgii
Wielkiego Piątku zagłębiamy się
w opis całej męki Jezusa
Chrystusa. Jest to bardzo
ważne, aby przynajmniej dwa razy
w roku zgromadzenie wiernych
usłyszało całość, a nie tylko
wybrane fragmenty. Wybrzmiewa
wtedy ponadczasowa konfrontacja
Chrystusa Króla Prawdy i
uzurpatora Szatana, króla
kłamstwa. Ponadczasowa
konfrontacja Miłości i
nienawiści, cywilizacji Życia i
śmierci. Kolejny raz w naszym
życiu stawiamy sobie pytanie: po
której jestem stronie w tej
mojej aktualnej sytuacji
życiowej?
I wreszcie trzeci, najważniejszy
punkt liturgii Eucharystii,
a mianowicie uobecnienie tych
wspominanych wydarzeń. Przez
wiarę, za sprawą Boga, dla
Którego nie ma rzeczy
niemożliwych i dla Którego czas
jest wiecznym TERAZ,
stajemy się faktycznymi
uczestnikami i świadkami tamtych
wydarzeń. I tylko takie
uczestnictwo jest przeoraniem
naszego myślenia, pokochaniem
Jezusa i pójściem jego drogą,
drogą odpowiedzialnej służby
Bogu i szeroko pojętym bliźnim.
Jest to wzięcie udziału w Jego
panowaniu nad światem,
pogłębionym zjednoczeniem z Nim
przez Komunię świętą. Ten, Który
JEST, i dla Którego nie ma nic
niemożliwego, jednoczy się
z
nami pod postacią chleba i wina.
Choć ród Dawida wymarł, to we
mnie płynie przez Jezusa jego
królewska krew.
To ode mnie zależy czy ze
świątyni wyjdę dzisiaj tylko z
poświęconą palmą, a może wyjdę
kimś innym.
Ks. Lucjan Bielas
Te spotkania nadają sens mojemu
życiu
(Jr 31,31-34; Hbr 5,7-9; J
12,20-33)
To było już po uroczystym
wjeździe Pana Jezusa do
Jerozolimy, a tuż przed świętami
Paschy. Wśród pielgrzymów przybyłych z różnych
krajów, pojawili się również
poganie, których serca skłaniały
się do zawierzenia Bogu
Jedynemu. Określeni przez
Ewangelistę mianem „Greków”
szukali kontaktu z Jezusem, o
Którym
to wcześniej zapewne wiele słyszeli. Szukając
osoby, która mogła im spotkanie
z Nim umożliwić, wykazali się
dobrą intuicją i zagadnęli
Filipa, który pochodząc
z Betsaidy, był człowiekiem pogranicza świata
Żydów i pogan. Św. Jan, przy tej
okazji, ukazał kulisy
wewnętrznej komunikacji w grupie
Apostołów. Filip zwrócił się do
Andrzeja, a następnie razem z
nim udali się do Jezusa. Warto
nam zatrzymać się nad reakcją
Chrystusa na ową wizytę Greków.
Boski Zbawiciel doskonale wie, czego owi
pielgrzymi będą świadkami, i to
w przeciągu niemal najbliższych
godzin. Jezus, wykorzystując tę
osobliwą wizytę pogan,
postanowił w niezmiernie
precyzyjny sposób, zarówno owych
Greków, jak i wszystkich i po
wszystkie czasy, przygotować na
przeżycie zbliżającej się
Paschy, jedynej
i niepowtarzalnej, absolutnie wyjątkowej w
dziejach świata. Podaje
bezcenne i ponadczasowe
wskazówki dla wszystkich,
którzy jej doświadczą, aby
uczestniczenie w niej, nadało
każdemu sens życia i klucz do
wieczności.
Mimo zbliżających się świat Jezus nie
koncentruje uwagi greckich
pielgrzymów na tym, co będzie
się działo w świątyni.
Koncentruje ich uwagę na Sobie
i na tym,
co dotyczyć będzie Jego osoby. To oni, tak
Nim zainteresowani i pełni
podziwu dla Niego teraz, będą
pełni szoku później. Przyjdzie
im przeżyć Jego odrzucenie
przez Żydów, skazanie Go przez
Rzymian, okrutną, na Nim
wykonaną egzekucję. Zważywszy
jednak na ich zainteresowanie,
można domniemywać, że kiedyś
dotrze i do nich informacja o
Jego zmartwychwstaniu.
I tak Jezus wszystkie wydarzenia, które
nastąpią, określa: „uwielbieniem
Syna Człowieczego”. Już w
samym tym nazwaniu się „Synem
Człowieczym”, daje klucz
do zrozumienia sensu ofiary, którą w te
święta złoży, ofiary prawdziwego
Boga, w prawdziwie ludzkiej
naturze. W dalszym wywodzie
Jezus użył porównania, które
w świcie starożytnym, wszędzie tam, gdzie
uprawiano zboża, było
niezmiernie czytelne, również w
kontekście rozumienia sensu
ludzkiego losu: Zaprawdę,
zaprawdę powiadam wam: Jeżeli
ziarno pszenicy wpadłszy w
ziemię, nie obumrze, zostanie
tylko samo, ale jeżeli obumrze,
przynosi plon obfity.
Wpisują się w owo prawo natury,
swą logiką przekraczające
śmierć, tylko ci, którzy w swej
dalekowzroczności, powodowani
miłością, ofiarują swoje życie,
czyniąc dobro. Egoista zostaje
sam
z niespełnioną misją i zmarnowanym
potencjałem. W ową ponadczasową
prawdę o miłości wpisuje się
teraz sam Jezus, Syn Boga Żywego
ze swoją ofiarą, którą podejmuje
nie tylko za Żydów, ale za
wszystkich ludzi, aby jako
prawdziwy człowiek uwielbić Imię
Ojca Niebieskiego. To właśnie
Jego ofiara owo ogólnoludzkie
przekonanie uwiarygodni.
W chwili, w której padają słowa
Jezusa, jakże wymownym znakiem
jest głos Ojca Niebieskiego,
który to niektórzy skomentowali
tak,
jak potrafili: – Zagrzmiało!
Jezus przybyłym Grekom,
zgromadzonym tłumom, ale
przecież i nam daje konkretną
wskazówkę dotyczącą postawy,
jaką należy przyjąć, aby Jego
ofiary,
Jego obumarcia i swojego życia
nie zmarnować: A kto by
chciał Mi służyć, niech idzie
za Mną, a gdzie Ja jestem,
tam będzie i mój sługa. A jeśli
ktoś Mi służy,
uczci go mój Ojciec. To
pójście za Chrystusem nadaje
całemu naszemu życiu, które jest
nieustannym obumieraniem
właściwy sens.
W minioną niedzielę, głosiłem
kazania o tym, jak to pewnej
nocy, dostojnik żydowski,
Nikodem, rozmawiał z Chrystusem.
Po piątym kazaniu, które
wygłosiłem, uświadomiłem sobie,
jak wiele jest w naszym
głoszeniu Słowa Bożego,
górnolotnej teologii, a jak mało
praktycznych wskazówek. I tak,
aby pójść za Jezusem trzeba być
z Nim w nieustannym kontakcie i
po prostu słuchać co On do nas
mówi. Nie potrzeba nam w
normalnym trybie, nadzwyczajnych
prywatnych objawień. Wystarcza
nam mądra codzienność. W takim
nieco praktycznym duchu chciałem
się podzielić dziesięcioma
radami, z których sam korzystam.
Może przydadzą się
i Wam, abyśmy Paschy
Jezusowej nie zmarnowali.
1.
Otwarcie się na dary Ducha
Świętego – jest to Duch Miłości,
klucz wszelkiego zrozumienia.
2.
Trzeba, jak mawiał ks. Józef
Tischner – „porzucić siebie”,
czyli swoje wyobrażenia,
koncepcje, uprzedzenia,
oczekiwania, pretensje…
3.
Na co dzień obcować z Jezusem,
przez modlitwę i czytanie
Ewangelii. Wtedy Jezus, jak ktoś
bliski, staje się dla mnie –
przewidywalny. Znam Go i
przewiduję, jak
by
się On zachował, i co by
powiedział.
4.
Cisza – umiłowanie ciszy!
5.
Spotkanie z drugim człowiekiem i
usłyszenie wszystkiego, co ma mi
do powiedzenia. Każdego dnia
spotkać się z dobrym
człowiekiem.
6.
Codziennym zwyczajnym
czynnością, przez miłość nadawać
niecodzienny wymiar.
7.
Zachować Boży dystans do
aktualności. Patrzeć na świat z
góry, a działać z dołu – Boży
sługa.
8.
Codzienna modlitwa – poranna i
wieczorna. Otwarcie projektu pt.
„mój dzień” i zamknięcie go.
Wtedy przez rachunek sumienia
czytam wolę Boga wpisaną w moje
życie.
9.
Regularna spowiedź – Jezus
bierze mój grzech i pomaga w
sprecyzowaniu mojej misji. Czyni
mnie wolnym od i wolnym do.
10.
Umiejętne świętowanie –
Eucharystia. Czyli
uczestniczenie w ponadczasowych
świętach Paschy z Chrystusem.
Kiedy będziemy w tym regularni,
to choć świat nieustannie
Chrystusa sądzi, zabija i
grzebie, nam nikt Go nie
zabierze. Wszystko inne jest
nieważne!
Ks. Lucjan Bielas
Warto mieć w sobie coś z Nikodema
(2 Krn 36,14-16.19-23; Ef
2,4-10; J 3,14-21)
Słowa dzisiejszej Ewangelii, są
fragmentem wypowiedzi Pana
Jezusa, która miała miejsce
podczas nocnej wizyty u Niego
dostojnika żydowskiego, Nikodema.
To spotkanie,
którego swoistego rodzaju
protokół zostawił nam św. Jan
Ewangelista, miało istotne
znaczenie zarówno dla samego
Nikodema, jak i dla każdego
człowieka, który słysząc o
Jezusie i Jego działalności, nie
do końca wszystko rozumiejąc,
chciałby szczerze z Nim
porozmawiać.
Znamienne są słowa powitania, jakie Nikodem
skierował do Jezusa: Rabbi,
wiemy, że od Boga przyszedłeś
jako nauczyciel. Nikt bowiem nie
mógłby czynić takich znaków,
jakie Ty czynisz, gdyby Bóg nie
był z Nim. Można
przypuszczać, że Nikodem jest
reprezentantem liczniejszej
grupy faryzeuszy, którzy
podobnie jak on postrzegali
Chrystusa i chcieli uczciwie
rozwiązać zagadkę, kim On tak
naprawdę jest.
Zastanawiająca jest reakcja Pana Jezusa na
powitanie Nikodema:
Zaprawdę, zaprawdę, powiadam
ci, jeśli się ktoś nie narodzi
powtórnie, nie może ujrzeć
królestwa Bożego.
To stwierdzenie Chrystusa nie było dla
Nikodema łatwe do zrozumienia i
do przyjęcia. Dał temu wyraz,
stawiając pytanie: Jakże może
się człowiek narodzić, będąc
starcem? Widać z tego
fragmentu dialogu, że Jezus i
Nikodem są na dwóch różnych
poziomych myślenia. Świadomy
tego Jezus, widząc dobrą wolę
Nikodema, uruchamia w nim proces
przemiany myślenia, a zatem
idący proces przemiany jego
życia.
Zdaniem biblistów, kluczem do zrozumienia
nauki Chrystusa jest słowo
greckie anōthen, które
oznacza zarówno „z góry”,
jak i „powtórnie”. Jezus
dalej tłumaczy,
że w tym jednoczesnym „ z góry” i
„powtórnie”, idzie o narodzenie
się – z wody i z Ducha.
Wodą chrzcił św. Jan Chrzciciel
tych, którzy postanowili odejść
od grzechu. Nikodem o tym doskonale wiedział.
Duchem będzie chrzcił
Jezus tych, którzy Jemu
uwierzą. Boski Nauczyciel
zachęcał Nikodema, aby znaki,
których jest świadkiem,
odczytywał nie tylko z
perspektywy ludzkiej, ale przede
wszystkim z Boskiej. Taką
właśnie perspektywę daje wiara.
I to do niej zachęca Jezus,
Nikodema. Przypomina mu biblijne
wydarzenie, kiedy to wiara była
ratunkiem na pustyni dla tych,
którzy ukąszeni przez węże,
spojrzeli na miedzianego węża
umieszczonego przez Mojżesza na
palu. Ratując życie doczesne,
budowali jednocześnie relację z
Wszechmogącym Bogiem. Jezus
przygotowuje Nikodema, aby z
wiarą spojrzał na Jego
wywyższenie na krzyżu, aby
odczytał zbawczą miłość Ojca
Niebieskiego, który daje swego
Syna Jednorodzonego: aby
każdy, kto w Niego wierzy,
nie zginął, ale miał życie wieczne.
Powtórne narodzenie jest odpowiedzią
człowieka, który doświadcza
miłości Boga w zbawczym dziele
Chrystusa i wiarą odpowiada
Bogu, zmieniając swoje życie.
Tak więc Nikodemowi, który przyszedł nocą,
Jezus objawia siebie jako
światło, w którym jest cała
prawda o człowieku. W tym
świetle można stanąć tylko
całym swoim życiem, a nie
radosnymi deklaracjami. Słowa
Jezusa nie zostawiają co do tego
cienia wątpliwości: Każdy
bowiem, kto się dopuszcza
nieprawości, nienawidzi światła
i nie zbliża się do światła, aby
nie potępiono jego uczynków. Kto
spełnia wymagania prawdy, zbliża
się do światła, aby się okazało,
że jego uczynki
są dokonane w Bogu.
Spotkanie z Jezusem w umyśle i sercu Nikodema
pracowało dalej. Św. Jan
wspomina o dyskusji w gronie
faryzeuszów, źle usposobionych
do Jezusa i o tym,
jak właśnie wtedy Nikodem stanął po Jego
stronie, co zostało natychmiast
skomentowane (J 7,45-53).
Podczas przygotowania ciała Pan
Jezusa do złożenia w grobie, św.
Jan zaznaczył obecność Nikodema,
który – przyniósł około stu
funtów mieszaniny mirry i aloesu
(J 19,39). Choć trudno
powiedzieć, że był to wyraz
wiary
w zmartwychwstanie Jezusa, ale na pewno
był to konkretny wyraz miłości
do Niego. Po ludzku Nikodem
takim gestem miał więcej do
stracenia niż inni.
Dzisiaj Jezus Chrystus zaprasza nas, abyśmy
podobnie jak Nikodem przystali
do Niego i jak to znakomicie
ujął św. Bernard z Clairvaux,
zaczęli – myśleć razem
z Bogiem.
Ks. Lucjan
Bielas
-
-
Synu, nie walcz z nikim, walcz
ze sobą
(Wj 20,1-17; 1 Kor 1,22-25; J
2,13-25)
Często słyszałem te słowa od
mojego Taty. Powtarzał je
nieraz, widząc moje wojownicze
zapędy. Przeżył dwie wojny światowe, socrealizm,
zimną wojnę, stan wojenny i
radość wolnej Ojczyzny. Kiedy
cicho umierał w jaworznickim
szpitalu, miał oczy szeroko
otwarte utkwione w krzyżu, który
wisiał naprzeciw jego łóżka.
Dewizę swojego życia: „nie walcz
z nikim, walcz ze sobą”, głosił
przede wszystkim swoją życiową
postawą. Cechowała go szeroko
pojęta praca u podstaw. Miał
mocny kręgosłup moralny,
przekładający się na wierność
Bogu w życiu rodzinnym i
zawodowym. W trudnościach
szukający sposobu, a nie
wykrętu, znakomity fachowiec,
wynalazca, dający innym
swoistego rodzaju poczucie
bezpieczeństwa.
Dlaczego właśnie dzisiaj
wspominam Tatę i jego zachętę do
walczenia ze sobą?
W pierwszym
czytaniu Kościół przypomina nam
tekst Dekalogu.
Przykazania Stwórcy wpisane są w
ludzką naturę, o czym
bezdyskusyjnie świadczy tzw.
Księga Umarłych,
jeden z najstarszych
tekstów religijnych w dziejach
świata, pochodzący z Egiptu, a
sięgający swą ustną tradycją
przynajmniej 3000 lat p.n.e.
Młodszy o ok. 1700 lat tekst
biblijnego Dekalogu, choć
wymienia te same przykazania, to
jednak nie w formie zaklęć, jak
to było w Egipcie, lecz w formie
programu rozwoju człowieka.
Imperatywna forma podanych zasad
płynie z miłości Stwórcy do
człowieka i przez to jest drogą
do jego prawdziwej wewnętrznej
wolności. Kluczowe są słowa
preambuły, których w
rozważaniu Bożego prawa, nie
można pomijać: Ja jestem
Pan, twój Bóg, którym cię
wywiódł z ziemi egipskiej, z
domu niewoli. To
absolutne novum Dekalogu
jest wynikiem przymierza, jakie
wtedy Izraelici wyprowadzeni z
Egiptu na pustynię zawarli z
Bogiem. Kamienne tablice
przechowywane w Arce Przymierza,
dla której budowano namiot
spotkania, a potem w
Jerozolimie świątynię, to
znak zewnętrzny obecności Boga
pośród ludu i zachęta dla
każdego Izraelity do zachowania
wewnętrznego porządku moralnego.
Ofiara baranka paschalnego jest
nie tylko znakiem wolności, ale
i zapowiedzią ofiary Mesjasza.
Przyjdzie On nie po to, aby
zmienić przykazania, lecz aby
je wypełnić i nauczyć wypełniać
wszystkie narody. Przez swoją
śmierć i zmartwychwstanie,
Mesjasz oczyści z grzechu tych,
którzy uczciwie tego pragną.
Tymczasem dzisiaj jesteśmy
świadkami wyjątkowej sceny w
życiu Jezusa Chrystusa.
Świadom swojej mesjańskiej misji
dokonuje czynu, który rozpoczyna
oczyszczenie świątyni
jerozolimskiej i jest
zapowiedzią uporządkowania
relacji między Bogiem a
człowiekiem. Zbliżały się święta
Paschy i tysiące pielgrzymów
przybywało do Jerozolimy. Na
świątynnym dziedzińcu pogan,
pojawili się bankierzy i kupcy,
aby pielgrzymi z różnych stron
świata mogli wymienić pieniądze
i dokonać zakupu zwierząt
ofiarnych. Serca zarówno tych,
którzy odpowiadali za świątynię,
jak i tych uprawiających biznes,
były skierowane na zysk, a nie
na chwałę Boga. Jezus, widząc
to, przez swoją gwałtowną
reakcję nie uderzył w świątynię,
którą nazwał „domem Ojca”,
uderzył w bałagan serc, który
sprawił, że stała się
„targowiskiem”.
Jak niegdyś
prorok Jeremiasz udał się do
świątyni jerozolimskiej, która
była w podobnej kondycji i wobec
kapłanów rozbił dzban gliniany
zapowiadając, że tak stanie się
z Jerozolimą z powodu jej
grzeszności (Jr 19,10), tak
teraz uczynił Jezus. Proroctwo
Jeremiasza wypełniło się w 586
roku p.n.e. ( najazd
Babilończyków), natomiast
proroctwo Jezusa w roku 70
(zburzenie miasta i świątyni
przez Rzymian).
Prorocka
zapowiedź Jezusa miała jeszcze
swą drugą, fundamentalną część:
Zburzcie tę świątynię, a
Ja w trzech dniach wzniosę ją na
nowo. Jesteśmy członkami
Jego Kościoła, uczestniczymy w
Eucharystii i nieustannie
doświadczamy prawdziwości Jego
słów. Doświadczymy też i tego,
że grzechy tych, którzy
doprowadzili świątynię do
upadku, są również i naszymi
grzechami. Dotyczy to zarówno
tych, którzy odpowiadają za kult
i za instytucję, jak i dotyczy
to nas wszystkich wierzących.
Spektakularny znak oczyszczenia
świątyni dokonany przez Jezusa
Chrystusa ma swoje ponadczasowe
znaczenie i to zarówno w
wymiarze historycznym, jak i
indywidualnym każdego z nas.
Podobnie jak góra Tabor jest we
mnie, tak i świątynia jest we
mnie. Dzisiaj Jezus domaga się
ode mnie jej oczyszczenia. Tej
walki nikt za mnie nie stoczy –
„Synu, nie walcz z nikim, walcz
ze sobą”.
Ks. Lucjan Bielas
-
-
Gdzie jest granica między niebem
a ziemią?
(Rdz 22,1-2.9-13.15-18; Rz 8,
31b-34; Mk 9,2-10)
Druga Niedziela Wielkiego Postu
jest dla nas zaproszeniem na
dwie górskie wyprawy, które są
jednymi z najbardziej kluczowych
w historii.
Inicjatorami obydwu wypraw był sam Bóg. Obie
te wyprawy, choć oddziela je
prawie 1800 lat, są ze sobą
ściśle związane, a ich
przesłanie jest bezcenne i
absolutnie ponadczasowe. Na
pierwszą z nich Bóg zaprosił
Abrahama, którego wyprowadził z
Ur Chaldejskiego. Wyróżniał się
on wiarą, która pozwoliła na
zawarcie przymierza z Bogiem
Jedynym, którego czcił. Na
jednym z pagórków krainy Moria
miała być wiara Abrahama w
drastyczny sposób zweryfikowana.
Przy zawarciu przymierza Bóg
obiecuje Abrahamowi potomstwo
liczne tak, jak gwiazdy na
niebie. Teraz w momencie
weryfikacji wiary, zażądał od
niego, aby złożył w ofierze
jedynego syna Izaaka, którego
począł, mając 100 lat. Było to
wystawieniem wiary Abrahama na
ekstremalną próbę, która
wydawała się przeczyć przymierzu
z Bogiem, ludzkiej logice i
miłości rodzicielskiej. Jest to
niewyobrażalne co przeżywał
starzec, który wychodził na
górę, prowadząc syna, aby złożyć
go w ofierze i tym nieludzkim
aktem wypełnić polecenie Boga.
Było to tym trudniejsze, że
idący z nim syn Izaak darzył go
ogromnym zaufaniem. Pomimo
faktu, że Abraham nie miał
wątpliwości co do polecenia
Boga, to musiał w swojej głowie
i w swoim sercu przekroczyć
pewną granicę – granicę
między niebem a ziemią.
Przedkładając niebo ponad ziemię, głos
Stwórcy ponad ludzką logikę,
miłość do Boga ponad miłość do
syna, Abraham nie tylko uratował
przymierze, ale uratował również
syna Izaaka, a sam stał się
wzorem wiary do końca świata.
Dzisiaj możemy odczytywać
jeszcze głębszy sens tego
wydarzenia. Izaak, niosący
drzewo na ofiarę, w której miał
być złożony, jest figurą
Chrystusa. Abraham jest wzorem
bezgranicznego zawierzania Bogu,
a cała ta scena, zapowiada to,
co nastąpi najważniejszego
historii ludzkości jako takiej i
w historii każdego
poszczególnego człowieka.
Na drugą górską wyprawę zaprosił
Bóg Ojciec wraz ze swoim Synem
Jezusem, rybaków: Piotra,
Jakuba I Jana. Dzięki opisom ewangelistów
Mateusza, Marka
i Łukasza, Ojciec Niebieski
zaprasza każdego z nas do
udziału w tej wyprawie. Ilekroć
wybieramy się w góry, stawiamy
sobie pytanie o cenę
podejmowanego ryzyka
i czy jest ono zgodne z
wolą Boga. W tym wypadku możemy
mieć całkowitą pewność, że ta
wyprawa, niezależnie od naszego
wieku, sił i kondycji jest nam
przez Boga zalecana, a On sam
jest gwarantem bezpieczeństwa
jej uczestników.
Dlaczego Bogu tak bardzo zależy
na naszym udziale?
Jest uderzająca zgodność trzech przekazów
opisujących przemienienie Pana
Jezusa na górze Tabor. Przede
wszystkim dotyczy to
przygotowania do tej wyprawy.
Św. Marek zapisał polecenia samego Jezusa
skierowane do uczestników na
kilka dni przed wyprawą:
Jeśli ktoś chce mi towarzyszyć,
niech się wyprze siebie i niech
zabierze swój krzyż i towarzyszy
Mi. Kto bowiem chciałby swoje
życie uratować, zgubi je; kto
zaś zgubi swoje życie ze względu
na Mnie i na Dobrą Nowinę,
uratuje
je. Dalej Jezus stwierdza:
Cóż bowiem pomoże człowiekowi
zyskać cały świat, a stracić na
swoim życiu? Co bowiem da
człowiek w zamian za swoje
życie? Nawiązując do
konkretnej postawy życiowej i do
tego, jaki ona przyniesie skutek
końcowy, o czym tylko On wie,
dodaje: Kto bowiem zawstydzi
się Mnie i Moich słów w tym
pokoleniu, cudzołożnym i
grzesznym, Syn Człowieczy
zawstydzi się go w chwale swego
Ojca, ze świętymi zwiastunami (Mk
8,34-9,1).
Idąc w góry, nie bierzesz całego
swojego majątku, tylko to, co
jest najbardziej potrzebne.
I dopiero wtedy ruszasz z dobrym
przewodnikiem, któremu możesz
całkowicie zaufać i być mu
posłusznym. Stawka jest wysoka,
a jest nią życie. Dopiero w tym
kontekście możemy właściwie
odczytać i przeżyć wyprawę z
Jezusem na górę Tabor, być
świadkami Jego przemienia, Jego
rozmowy z Mojżeszem i Eliaszem,
usłyszeć rozlegający się z
obłoku głos Ojca Niebieskiego:
To jest mój Syn umiłowany,
Jego słuchajcie.
Zanim jednak pełni szczęścia, wraz z Jezusem
i Apostołami, wrócimy do naszej
codzienności, przygotowując się
na nieubłagany czas próby, to
jednak zatrzymajmy się na
chwilkę, nad samym momentem
przemienienia. Jezus jest dalej
w swej ludzkiej postaci, lecz
Jego otwarcie się na Jego
Bóstwo, było idealne, tak że
Bóstwo mogło przenikać Jego
człowieczeństwo. W Jezusie
przemienionym stajemy
rzeczywiście na granicy między
rzeczywistością ludzką a Boską,
na granicy czasu i wieczności.
Jest w Nim jakby otwarta brama
do tego, co Boskie i powiew tego
świata cudownej wieczności i
zaproszenie do tego świata. To
jedyny świat, w którym nie ma
śmierci, a jest miłość. Droga
jest tylko jedna, a wiedzie
przez Niego – przez Jezusa.
Stawiam sobie pytania: gdzie
szukać góry Przemienia? A może
jest ona we mnie? Może to we
mnie ja, ale tylko razem z
Jezusem, mogę stanąć na granicy
między niebem a ziemią? I może
właśnie to doświadczenie jest mi
potrzebne, abym innym wrócił do
tego świata i jego spraw?
Ks. Lucjan Bielas
-
-
Czy pokusy mają sens?
(Rdz 9,8-15; 1 P 3,18-22; Mk 1,12-15)
To
ten Duch, którym Jezus został
namaszczony podczas chrztu w
Jordanie, teraz prowadzi
Chrystusa na pustynię.
Biblijna pustynia to bezludna
przestrzeń, która jest pełna
złych mocy ukrytych pod
postaciami drapieżnych bestii.
Wypada, aby Jezus przed
rozpoczęciem swojej misji dla
ratowania człowieka, wyszedł na
pustynię i zmierzył się z jego
największym wrogiem, z Szatanem.
A wszystko to ze względu na
fakt, że ten przeciwnik rodzaju
ludzkiego, ojciec kłamstwa, u
zarania ludzkości zwiódł
pierwszych rodziców Adama i Ewę
i w konsekwencji tego zostali
wygnani z rajskiego ogrodu na
pustkowie.
Chrystus z miłości do nas
zmierzył się jako prawdziwy
człowiek z Szatanem, aby pokazać
nam, że wygrana leży w naszych
ludzkich możliwościach. Obrazowo
oddał to św. Wawrzyniec z
Brindisi (+1619) stwierdzając:
„Chrystus zatem pokonał
Szatana, mając prawą rękę – swe
bóstwo – związaną i posługując
się tylko lewą ręką – słabym
człowieczeństwem”.
Niezmiernie ważne jest dla mnie
stwierdzenie Ewangelisty:
Żył tam wśród zwierząt,
aniołowie zaś Mu usługiwali.
Paradoksalnie, ale w
poskromieniu Szatana i związaną
z tym mądrością życia możemy
wiele uczyć się od zwierząt.
Nie przypadkowo towarzyszyły
Świętej Rodzinie w stajence
betlejemskiej, nieprzypadkowo
towarzyszą Jezusowi na pustyni,
kiedy to kusi Go Szatan. Pan
Bóg, stwarzając zwierzęta,
niejako wdrukował w nie pewnego
rodzaju życiową mądrość.
Stawiając zwierzęta tak blisko
człowieka rozumnego, pozwala na
odczytywanie wkodowanej w nie
mądrości życia i tworzenia
relacji. Nie ma w tym ich
zasługi, zostały po prostu tak
stworzone dla myślącego
człowieka odpowiedzialnego za
swą mądrość życiową.
My zaś ludzie przez dar rozumu,
wolnej woli i dar ciała zdolnego
do przekazu życia i pracy,
jesteśmy zaproszeni do
współpracy ze Stwórcą. To my
mamy dar poznania, oceny dobra i
zła, prawdy i kłamstwa. To my
ludzie, mając wolną wolę,
podejmujemy decyzje i bierzemy
za nie odpowiedzialność. Nie
jesteśmy więc „produktem”
gotowym. Bóg Stwórca zaprasza
nas do współpracy z Nim w
kreacji nas samych i
otaczającego nas świata. To
wyraz Jego miłości i zaufania do
nas. Obdarzeni wolnością, możemy
w tej autokreacji, wespół z Nim
nieskończenie przewyższać poziom
świata zwierząt, ale gdy
odrzucimy Boga, stajemy się
nieporównywalnie gorszymi od
zwierzęcia. Świadomy tego Szatan
nie kusi zwierząt, kusi nas, aby
tę współpracę ze Stwórcą
zniszczyć.
Bóg, dopuszczając do na Szatana,
daje nam konkretnych pomocników.
Dzisiaj na pustyni spotykamy ich
przy Chrystusie. Jest świat
aniołów. Aniołowie towarzyszą
Jezusowi właśnie wtedy, kiedy to
On w swej ludzkiej naturze
przeżywa ważne chwile. Są przy
Jego narodzeniu, są z Nim
podczas kuszenia na pustyni,
będą z Nim do końca i na zawsze.
Aniołowie to bracia naszej
duszy i strażnicy naszego ciała.
Są to Boży asystenci naszej
ludzkiej egzystencji, dar Bożej
miłości i opatrzności, których
jakże często ignorujemy, a oni i
tak nas nie opuszczają. Są przy
nas niejako z ręką na naszym
ramieniu, ale ich twarze
zobaczymy dopiero po śmierci, o
ile dokonamy właściwego wyboru w
życiu.
Upadły anioł – Szatan, mistrz
kłamstwa, czyli fałszywego
świadectwa, na pustyni zawalczył
o Chrystusa w Jego ludzkiej
naturze. Choć wtedy walkę
przegrał, nie odstąpił. Walczył
z Nim do końca, do krzyża.
Walczy z Nim w Jego Kościele,
walczy i z nami. Bóg dopuszcza
jego działania, nie zostawiając
nas bez szans na zwycięstwo.
Walcząc z Szatanem, kreujemy
siebie i Kościół Chrystusowy, do
którego należymy. Można
powiedzieć, że pokusa to szansa,
to nowe wyzwanie dla człowieka
zakorzenionego w Bogu.
Aby wygrać, nie wystarczy tylko
wierzyć. Bóg oczekuje od nas
czegoś jeszcze – trzeba być po
ludzku kompetentnym.
Czyli odrobić, tak dzisiaj
niepopularne – zadanie domowe.
To jeszcze nie wszystko – jak
uczy Klemens Aleksandryjski
(+212), jeden z Ojców Kościoła,
dopiero trzeci etap – miłość,
prowadzi nas do pełni
człowieczeństwa.
I jeszcze dwa zdania o
kompetencjach. Otóż pojawiła
się kiedyś na rynku wydawniczym
pewna książka zatytułowana:
Nie mów fałszywego
świadectwa,
której autorem jest Rodney
Stark. Wiele mówi podtytuł
tego opracowania:
odkłamywanie wieków
antykatolickiej narracji.
Jeszcze więcej mówi fakt,
że Autor jest baptystą,
wykładowcą uniwersytetu
baptystycznego Baylor University.
Będąc uczciwym i kompetentnym
historykiem, podejmuje obronę
Kościoła Katolickiego. W swej
odważnej polemice Autor zmierza
się z szatańską zasadą
sformułowaną przez Josepha
Goebbelsa: „Kłamstwo powtórzone
tysiąc razy staje się prawdą”.
Ta zasada szczególnie weryfikuje
się w walce Szatana z Kościołem
Chrystusowym do dziś. Tak
oto, na pozór utrwalone kłamstwo
w historii może posłużyć
odnalezieniu prawdy.
Tak więc zawierzmy Chrystusowi,
odrabiajmy „zadania domowe” i
kochajmy nawet naszych wrogów, a
obecność Szatana – kłamcy
przyczyni się do naszego rozwoju
i jeszcze większego zjednoczenia
z Bogiem, który jest Miłością i Prawdą.
Ks. Lucjan Bielas
-
Jak rozmawiać z Bogiem w
sytuacji po ludzku
beznadziejnej?
(Kpł
13, 1-2. 45-46; 1 Kor
10,31-11,1; Mk 1,40-45)
Każda epoka ma swoje choroby,
które są częste, niebezpieczne,
na które nie ma lekarstwa. Ich nazwa wywołuje uczucie lęku, a odkrycie
ich objawów jest dla dotkniętej
osoby całkowitą przemianą życia,
myślenia, świata wartości.
Życiowe plany przemieniają się w
obliczu śmierci, a dotychczasowe
międzyludzkie relacje, nawet z
najbliższymi umierają pierwsze.
Chory oddala się od zdrowych i w
naturalny sposób zaczyna
wchodzić w społeczność podobnie
jak on dotkniętych
nieszczęściem. A w tym wszystkim
jest coraz bardziej sam. Słowa
pociechy, nawet ze strony
lekarzy, niewiele znaczą, wtedy
kiedy wyraz ich twarzy informuje
zgodnie z prawdą, o bezradności
nauki.
Dla wierzących otwierają się drzwi świata
nadziei pokładanej w Tym, dla
którego nie ma rzeczy
niemożliwych, nadziei umocowanej
w Bogu. Dzisiaj Chrystus otwiera
przed nami właśnie te drzwi.
Niezależnie od stanu naszego
zdrowia, świadomi naszej
przemijalności możemy się
zatrzymać i skorzystać z lekcji,
którą daje Bóg – człowiekowi.
Dzięki św. Markowi jesteśmy świadkami sceny,
kiedy to do Jezusa przyszedł
człowiek trędowaty. W tym czasie
trąd był właśnie ową śmiertelną,
zakaźną i nieuleczalną chorobą,
która stawiała dotkniętą osobę
poza nawiasem społeczeństwa. Te
biedne istoty, niejako gnijące
za życia, skupione we własnym
kręgu, żyły na skraju świata
ludzi zdrowych w tzw.
bezpiecznej odległości, licząc
na akt miłosierdzia w postaci
żywności.
Trędowaci nie mogli też wejść do synagogi,
nie mogli wejść do świątyni, nie
uczestniczyli w kulcie, albowiem
byli rytualnie nieczyści. Prawo
nie mogło im pomóc, jedynie
strzegło wspólnotę zdrowych
przed zakażeniem.
Informacja o Jezusie, który leczy wszystkie
choroby, rozchodziła się lotem
błyskawicy w społeczności
Izraela. Była ważna dla jeszcze
zdrowych, dla chorych w domach i
tych, którzy się nimi
opiekowali, ale również
docierała, i to pewnie ze
szczególną mocą, do trędowatych.
Nie wiemy skąd trędowaty, który przyszedł do
Jezusa, dowiedział się o Nim.
Już sam fakt, że przyszedł,
świadczy, że miał wolę życia,
widział sens wyzdrowienia i
był gotów przełamać istniejące
bariery kontaktu.
Drugim ważnym i wymownym gestem był fakt, że
upadł przed Jezusem na kolana.
Jest to wyraz zarówno wyrażenia
czci, przekraczającej zwykłe
ludzkie uprzejmości, jak i
prośby o pomoc (por. Ps 22,30;
95,26).
Słowa, jakimi zwrócił się trędowaty do
Jezusa, są znamienne:
Jeśli chcesz, możesz mnie
oczyścić. Nie prosi o
zdrowie, prosi o oczyszczenie, a
więc o uwolnienie od zła, o
możliwość powrotu do uwielbienia
Boga w kulcie i o jedność z
wierzącymi. To nie jest prośba
do cudotwórcy, jest to prośba
chorego, grzesznego człowieka
skierowana do wszechmogącego
Boga.
Samo sformułowanie prośby jest znakomite, z
jednej strony jest to całkowita
zgoda na Bożą wolę, z drugiej
zaś wyrażenie ufności w Jego
miłosierdzie. Warto tej postawy
i tego określenia prośby nauczyć
się od trędowatego, jako że
okazała się niezwykle skuteczna.
Teraz sam Jezus złamał bariery.
Zdjęty litością, wyciągnął rękę,
dotknął go i rzekł do niego:
Chcę, bądź oczyszczony.
Boski Nauczyciel nie mówi, bądź
wyleczony, uzdrowiony – tylko
bądź oczyszczony. Znakiem tego
oczyszczenia było natychmiastowe
uzdrowienie z trądu. Dla
świadków tego wydarzenia to
musiał być kompletny szok.
Aby umożliwić byłemu trędowatemu udział we
wspólnocie i w kulcie, zgodnie z
literą prawa, a jednocześnie
zachować sekret mesjański, Jezus
mu nakazał:
Uważaj, nikomu nic nie mów,
ale idź, pokaż się kapłanowi i
złóż za swe oczyszczenie ofiarę,
którą przepisał Mojżesz, na
świadectwo dla nich. O ile zapewne oczyszczony
trędowaty z ofiarą sobie
poradził, to nie zapanował nad
językiem i opowiadał, rozgłaszał
to, co zaszło. I tacy jesteśmy.
Z jednej strony zdolni do
głębokich aktów zawierzenia, a z
drugiej po prostu słabi.
Jezus nie mógł jawnie wejść do miasta i
przebywał na miejscach
pustynnych. Paradoksalnie –
przywrócił trędowatemu miejsce
we wspólnocie, a sam zajął jego
miejsce na pustyni.
Pytanie: jak wypracować w sobie taką wiarę?
Odpowiedź znajdujemy u św. Pawła:
Bracia: Czy
jecie, czy pijecie, czy
cokolwiek innego czynicie,
wszystko na chwałę Bożą czyńcie.
Ks. Lucjan Bielas
-
-
Demon wczoraj i
dzisiaj
(Pwt 18,15-20;
1Kor7,32-35; Mk 1,21-28)
Synagoga w Kafarnaum
Zaraz po powołaniu pierwszych
uczniów, Jezus wraz z nimi udał
się do pobliskiego miejscowości
Kafarnaum. Według św. Marka, co
najmniej dwóch uczniów stąd
pochodziło. W dzień szabatu udał
się, zgodnie ze swoim zwyczajem,
do synagogi. Jako dorosły Żyd
wziął udział w refleksji nad
odczytanym słowem Bożym.
Ewangelista opisał podwójną
reakcję na Jego komentarz, który
przyjął formę wyjątkowo jasnego
i ostatecznego pouczenia. Jedni:
Zdumiewali się Jego nauką;
uczył ich bowiem jak ten, który
ma władzę, a nie jak uczeni w
Piśmie. Tak mógł mówić tylko
Ten, którego słowa są zapisane w
tej Świętej Księdze – sam Bóg.
Demony
Św. Marek odnotował skrupulatnie
i drugą reakcję na słowa Jezusa.
W synagodze bowiem był też
człowiek, opętany przez ducha
nieczystego. I to właśnie ten
duch, posługując się owym
biedakiem, w którym zamieszkał,
zaczął wołać: Czego chcesz od
nas, Jezusie Nazarejczyku?
Przyszedłeś nas zgubić. Wiem,
kto jesteś: Święty Boży.
Duch nieczysty, czy to
pofatygował się tutaj
specjalnie, czy też został
zaskoczony obecnością Jezusa,
chce Go zdemaskować i objawia
tytuł, który Mu rzeczywiście
przysługuje – Święty Boży.
Wyraża też świadomość władzy
Jezusa nad demonami. Tymczasem
On nie chce, aby na tym etapie i
tym głosem, była objawiana
prawda o Nim. Nie pozwala sobą
manipulować. To On ma władzę i
też z niej zaraz skorzystał,
dokonując pierwszego w swej
misji egzorcyzmu. Padają słowa,
nieznające sprzeciwu: Milcz i
wyjdź z niego. Człowiek
został uwolniony, a świadkowie
owego wydarzenia wprowadzeni w
głębokie zdumienie, które
wygenerowało nowe pytania.
Warto pamiętać, że demony są
rzeczywistymi istotami
duchowymi, stworzonymi przez
Boga aniołami, które z własnego
wyboru stały się złymi (por. KKK,
391-395). Przedziwne jest to, że
mają one możliwość zamieszkania
w człowieku. Jest to do pewnego
stopnia tajemnicą i otwartym
pytaniem, czy takie zamieszkanie
jest decyzją człowieka, jego
nieostrożnością, czy też
dopustem Boga. Tylko
wszechmogący i nieskończenie
miłosierny Ojciec może być
sędzią, jako że tylko On ma o
człowieku pełnię danych.
Musiało więc być coś wyjątkowego
w sercu owego opętanego z
synagogi w Kafarnaum, skoro Syn
Boży, stanął przy nim i uwolnił
go od demona. Na miłosierdzie
mógł liczyć człowiek, demon zaś
dysponujący większym od niego
poznaniem, sam zamknął sobie
drogę do pojednania z Bogiem.
Walczy z Nim, ale władzy nad Nim
nie ma i nigdy mieć nie będzie.
Dzisiaj Jezus jeszcze raz nas
informuje, że tylko On ma władzę
nad duchami nieczystymi, i
pośrednio nas przestrzega,
byśmy z tym światem nie
wchodzili w żadne układy. Ten
świat demonów jawi się jako
tajemniczy, atrakcyjny i udaje
wszechmoc. Jezus również daje w
całej swojej Ewangelii jasne
pouczenie o tym, że wnętrze
człowieka może być mieszkaniem
Ducha Świętego. Całe Jego dzieło
odkupienia jest oczyszczeniem
człowieka i przygotowaniem go na
mieszkanie dla Ducha Świętego.
Kiedy w jednym ze swoich
wykładów prof. Piotr Tylus
opisywał pierwsze w dziejach
Europy ludobójstwo, które miało
miejsce we francuskiej Wandei
(1793 – 1794), stwierdził, że do
takiego okrucieństwa nieznanego
zwierzęciu, były zdolne „dzieci
Oświecenia”, ludzie, którzy
przestali być świątynią Ducha
Świętego. W Innym wykładzie
stwierdził, że ta epoka się nie
skończyła, trwa do dzisiaj.
Trudno się z tym stwierdzeniem
nie zgodzić.
Do
tych naszych rozważań, św. Paweł
dokłada, jak zwykle, swoje
istotne trzy grosze. Istotne,
albowiem bardzo praktyczne.
Powstały one w wyniku zderzenia
Ewangelii z prozą codziennego
życia. Trwanie przy Panu jest
zadaniem każdego człowieka i to
zarówno stanu wolnego, jak i
tego, który żyje w małżeństwie.
Cały wywód w liście do
Koryntian, poświęcony
małżeństwu, wierności powołaniu,
i szczególnej roli życia stanu
wolnego, oddanego świadomie
tylko Bogu, św. Paweł
rozpoczyna od znamiennego
stwierdzenia:
Czyż nie wiecie, że ciało wasze
jest przybytkiem Ducha Świętego,
który w was jest, a którego
macie od Boga, i że już nie
należycie do samych siebie. Za
wielką bowiem cenę zostaliście
nabyci. Chwalcie więc Boga w
waszym ciele! (1Kor 6,19-20)
Nowe wcielenie demona.
Dr Michael Eugene Jones,
znakomity naukowiec, autorytet w
sprawach rewolucji kulturowej na
Zachodzie, autor znanej książki
„Libido Dominandi. Seks, jako
narzędzie kontroli społecznej”,
udzielił wywiadu wyemitowanego
12 grudnia 2013 roku, w
programie „Bliżej” Jana
Pospieszalskiego. Ten odważny
naukowiec stwierdził w nim
między innymi, że klasyczni
marksiści zajmowali się płacami,
pracownikami i robotnikami.
Teraz zajmują się orientacjami
seksualnymi. Są to jego zdaniem
siły potężne, zniewalają
bardziej niż czołgi pod pozorem
głoszonej wolności. Zniewalają
człowieka od wewnątrz. Może im
się więc przeciwstawić jedynie
broń duchowa. Jest to ogromne
wyzwanie dla Kościoła
katolickiego w Polsce, wielka
odpowiedzialność publicystów,
szkoły, organizacji
pozarządowych i całego narodu,
którego dobra tradycja stanowi
poważną broń. Zniewolenie
płynąca z Zachodu może się
okazać bardziej niszczące niż
wszelkie inne.
Od tej wypowiedzi minęło prawie
11 lat. Dzisiaj wracamy do tych
słów przez wydarzenia minionego
czasu i przez doświadczenia
dzisiejsze. Trzeba być
kompletnym głupcem, aby temu
Amerykaninowi nie przyznać racji
i to w skali Polski, Europy i
Kościoła Powszechnego.
Co mogę zrobić?
Zadbać o swoje wnętrze, abym był
świątynią Ducha Świętego. On
poprowadzi mnie dalej.
Ks. Lucjan Bielas
-
-
„Czas się wypełnił
i bliskie jest królestwo Boże.
Nawracajcie się i wierzcie w
Ewangelię”.
(Jon 3,1-5.10) (1 Kor 7,29-31) (Mk
1,14-20)
To przesłanie Jezusa, z którym
rozpoczął swoją nauczycielską
działalność, nigdy nie straci na
swej aktualności.
Jezus tym krótkim zdaniem
zainicjował w Galilei swą
dziejową misję. Uczynił to w
krainie, która z racji swego
historycznego dziedzictwa, była
bardziej aniżeli Judea otwarta
na świat pogański. Zaznaczył tym
niejako, ogólnoludzki charakter
swojego posłannictwa.
Intrygujące jest stwierdzenie:
Czas się wypełnił.
Według biblistów znaczy to, że
Bóg, Stwórca i Pan czasu,
uczynił go dla człowieka z
miłością, a teraz, również z
miłości, wkracza w czas w
swoim Synu, aby
przeprowadzić człowieka żyjącego
w czasie i w czasie pogubionego,
do szczęśliwej wieczności.
Tak oto zaczyna się na ziemi, w
czasie, niebieskie królestwo
Boże. Ci, którzy żyjąc w
czasie, w którym to różni władcy
tego świata, często pod wpływem
Szatana, próbują budować swoje
imperia, zdecydują się, aby
pójść za Chrystusem, już tu na
ziemi, tworzą razem z Nim,
nieprzemijającą rzeczywistość
królestwa miłości, pokoju i
sprawiedliwości. Każdy człowiek
w głębi swojego wnętrza pragnie
takiego królestwa, ale ulegając
szatańskiej pokusie i ludzkim
słabościom buduje różnego
rodzaju twory, paradoksalnie,
sam siebie zniewalając. Ciągle
jesteśmy tego świadkami.
Tak więc Ewangelista krótko i
bardzo jasno ukazał sens wejścia
wszechmogącego Boga w czas przez
Niego stworzony,
a przez człowieka uwiedzionego
Szatanem, zawirowany. Bez Boga
nigdy człowiek z tego
zawirowania nie byłby w stanie
wyjść. Sposób wyjścia przyniósł
sam Syn Boży Jezus Chrystus,
który zamieszkał w czasie
pomiędzy nami ludźmi. Jako
prawdziwy człowiek, stając się
jednym z nas, zarówno przez
nauczanie, jak i przez przykład
życia uczy słuchania woli Ojca
Niebieskiego, rozumienia jej,
przyjęcia jej jako swoją i
wypełnienia jej. Kluczem więc do
naszego zbawienia jest poznanie
Chrystusa i pójście za Nim.
To pójście za Jezusem ma jednak
swoją cenę.
Ewangelista Marek znakomicie,
jednym słowem określa to, co
spotka człowieka, który na tym
świecie staje po stronie
Chrystusa. Mówiąc o św. Janie
wspomina, że został uwięziony,
co w dosłownym tłumaczeniu z
języka greckiego (paradidōmi)
znaczy –„wydany”. Podobnie
wydany zostanie swym wrogom
Jezus, podobnie będą swym wrogom
wydawani synowie królestwa
Bożego zamieszkujący w tym
czasie ludzkie królestwa. Mimo
to warto pójść za Jezusem.
Św. Marek opisał powołanie
pierwszych uczniów.
Chrystus wszedł w firmę rybacką,
w codzienność tych, którzy w
niej pracowali. Jego obecność
całkowicie przedefiniowała ich
życie. Choć dalej będą jeszcze
łowić ryby, aby przeżyć, to
jednak idąc za Jezusem staną
się, zgodnie z Jego zapowiedzią
– rybakami ludzi, pozyskując
ich dla Jego królestwa.
Św. Marek podkreśla również
radykalność podjętej przez nich
decyzji.
Firma musiała nieźle
funkcjonować. Tworzący ją
wspólnicy mieli zwornik we
wspólnej wierze, co dawało
zwiększenie zaufania i
bezpieczeństwa. Byli pracowici,
zdyscyplinowani i mieli
najemników. „Przeformatowanie”
czasu, zajęć, zysków i relacji
również z najbliższymi,
stanowiło rewolucję w każdym z
nich i to nie tylko w ich
umysłach, ale przede wszystkim w
sercach. Jest to wszystko
niezrozumiałe bez słowa –
Mesjasz. Cała ich pobożność
była oczekiwaniem na Niego, na
Bożego wybawiciela. Jakże
działał w nich Duch Święty,
który nie łamiąc ich wolnej
woli, pozwolił im Go rozpoznać.
To wejście Jezusa w naszą ludzką
codzienność, w nasze ludzkie
domy, w nasze firmy, dokonuje
się nieustannie.
Za każdym razem ma ono to samo
przesłanie: Pójdźcie za Mną i
zachęcajcie innych. Dalej
więc trzeba pracować wypełniając
swoją rodzinną i zawodową misję
wraz ze wszystkimi płynącymi z
niej zobowiązaniami. Pójście za
Jezusem oznacza
„przeformatowanie” głowy.
Oznacza to położenie w Nim
nadziei i nowego ustawienia
hierarchii ważności.
Znakomicie oddał to św. Paweł,
jeden z tych, co poszli za
Jezusem:
czas jest krótki. Trzeba
więc, aby ci, co mają żony, tak
żyli, jakby byli nieżonaci, a
ci, co płaczą, tak jakby nie
płakali, ci zaś, co się radują,
tak jakby się nie radowali; ci,
co nabywają, jak gdyby nie
posiadali; ci, co używają tego
świata, tak jakby z niego nie
korzystali. Przemija bowiem
postać tego świata.
Eurypides powie: „Świat jest
sceną, która szybko się
zmienia”. Paweł, przez
spotkanie z Chrystusem
Zmartwychwstałym wie, jak na tej
scenie się zachować, aby nie
stać się niewolnikiem tego, co
zmienne i przemijające.
Jezusowi oddał swój grzech, od
Niego otrzymał misję – swój
krzyż i z Nim idzie do
zmartwychwstania, ponosząc
wszelkie konsekwencje swojej
decyzji.
Tak oto zaczyna się droga
powołanych uczniów Jezusa, czyli
nasza droga, aż do momentu,
kiedy to świat nas znienawidzi i
wyda, jak Jana, Jezusa, Pawła i
wielu innych. Jednak dzięki
swej wytrwałości wraz z Jezusem
zwyciężymy świat.
Ks. Lucjan Bielas
-
-
-
Poznanie Boga, a
zmysłowość człowieka
(1 Sm
3,3b-10.19; 1 Kor
6,13c-15a.17-20; J 1,35-42)
Dlaczego właśnie
Samuel usłyszał głos Boga?
Można przypuszczać niemal z
pewnością, że decyzja jego matki
o ofiarowaniu go Bogu i w
związku z tym, pozostawienie go
w świątyni, zostały, przez
tego dorastającego chłopca
zaakceptowane. Jego otwarcie się
na Boga przejawiło się w
szacunku i posłuszeństwie wobec
strażnika przybytku Pańskiego
w Szilo, kapłana Helego. To
posłuszeństwo pozwoliło mu
rozeznać głosy.
Tymczasem synowie kapłana Helego,
Chofni i Pinchas, nie słyszeli
głosu Pana. Rozpusta i chciwość
zdominowały ich serca. Sam zaś
Heli będzie miał z tym
kłopot. Bóg przez nieznanego nam
proroka upomni go pytaniem o
ponadczasowym znaczeniu:
Dlaczego szanujesz bardziej
synów swoich niżli Mnie?
(1 Sm 2, 29) Konsekwencje tego
bałaganu będą tragiczne.
W Starym Przymierzu niewątpliwie
najbardziej smutnym przykładem
braku jedności między duszą
szukającą Boga, a ciałem oddanym
rozpuście, był król
Salomon. Nie była to jego
prywatna sprawa, albowiem jego
wewnętrzne pogubienie przełożyło
się na polityczne skutki. Tak
jest prawie zawsze i
niedostrzeganie
tego przez sprawujących władzę
jest żałosne.
Dlaczego Andrzej i Jan
zareagowali na to, co powiedział
ich mistrz, św. Jan o
Chrystusie?
Dlaczego udali się z Jezusem,
aby zobaczyć, gdzie On mieszka?
Dlaczego mógł w nich rozpocząć
się proces uwierzenia w to, że
Ten spotkany nad Jordanem
cieśla z Nazaretu Jezus, jest
Mesjaszem?
Pójście za głosem Boga jest
decyzją człowieka, który wezwany
przez Stwórcę w tym cudownym
dialogu miłości odpowiada całym
sobą. W tej odpowiedzi
integruje swoją duszę i ciało.
Człowiek nie jest istotą
zaprogramowaną jak zwierzę.
Zaprowadzając sam w sobie
porządek w relacji dusza – ciało
,
człowiek odpowiada oczekiwaniom
Stwórcy, który tak bardzo
pokochał człowieka, że
pozostawiając mu również i w tej
przestrzeni wolność, zaprasza
go
do odpowiedzialnego aktu
stwórczego. Człowiek, który
duchowi podporządkowuje swoje
ciało z jego popędami, może
siebie dać Bogu i drugiej osobie
w akcie miłości, albowiem panuje
nad sobą. Powiedzenie Bogu, czy
też drugiej osobie – ja Ciebie
kocham, nie jest wtedy pustą
retoryką. W tym dialogu Bóg
jest przed wszystkimi, albowiem
pierwszy pokochał.
W tym ludzkim zapanowaniu nad
sobą relacja z własnym ciałem
stanowi szczególne wyzwanie.
Jest ona wpisana w sam środek
Dekalogu – nie będziesz
cudzołożył (Pwt 5, 18).
Znakomicie to miejsce tłumaczy
Psalmista, stawiając retoryczne
pytanie i zaraz na nie
odpowiadając: Jak młodzieniec
zachowa ścieżkę
swą
w czystości? Przestrzegając słów
Twoich (Ps 119, 9). Czyli
przestrzegając całego Dekalogu.
Jest to bardzo ważna uwaga,
której uwzględnienie
pozwala zachować właściwe
proporcje.
Można więc ostrożnie powiedzieć,
trochę współczesnym językiem, że
Bóg udostępnił człowiekowi
sterowniki, ale one działają
tylko wtedy sprawnie, kiedy
to cały system jest pod naszą
kontrolą.
Szatan, który znakomicie zna
naszą ludzką naturę, wie, że
wprowadzenie bałaganu
zarządzanie pożądliwością ciała,
daje mu władzę nad całym
człowiekiem.
Stąd też jego śmiertelnym
wrogiem jest Ten, który wyzwolił
człowieka z grzechu – Jezus
Chrystus, Syn Boży, który
podzielił nasz ludzki los. Sam
ukazał nam
w sobie cudowną harmonię duszy i
ciała, a przez dzieło odkupienia
pomaga każdemu, kto tylko zechce
wyjść z bałaganu.
Genialnie sprecyzował to ten,
który sam osobiście tego
doświadczył – św. Paweł
zwracając się dzisiaj do każdego
z nas: Bracia: Ciało nie jest
dla rozpusty,
ale dla Pana, a Pan dla ciała.
Bóg zaś i Pana wskrzesił, i nas
również swą mocą wskrzesi z
martwych. Czyż nie wiecie, że
wasze ciała są członkami
Chrystusa?
Ten zaś, kto się łączy z Panem,
jest z Nim jednym duchem.
Strzeżcie się rozpusty; wszelki
grzech popełniony przez
człowieka jest na zewnątrz
ciała; kto zaś
grzeszy
rozpustą, przeciwko własnemu
ciału grzeszy. Czyż nie wiecie,
że ciało wasze jest przybytkiem
Ducha Świętego, który w was
jest, a którego macie od Boga,
i
że już nie należycie do samych
siebie?
Te słowa rozbrzmiewają tym
głośniej w naszych czasach,
kiedy to władca tego świata
podejmuje kolejny atak w celu
odebrania nam wolności.
Wykorzystuje
do tego nie tylko współczesną
technikę, naukę, szkołę,
polityków, a nawet pogubionych
ludzi Kościoła Chrystusowego.
To, co ja mogę zrobić, to przez
zjednoczenie z Chrystusem dbać o
porządek w sobie. Powstawanie z
upadków przekształcać na większą
miłość. W swoim
środowisku
mieć odwagę bycia przejrzystym,
niezależnie od komentarzy i
ludzkich konsekwencji.
Jezus, dla Którego nie ma rzeczy
niemożliwych, takich uczniów
zawsze wspiera! Nieraz w
ostatniej chwili, czasem 5 min
za późno, ale tak naprawdę,
to zawsze na czas.
Ks. Lucjan Bielas
-
-
Ludzie znad
Jordanu
(Iz 55, 1-11; 1 J 5, 1-9; Mk 1,
7-11)
Opis chrztu Jezusa w Jordanie,
pozostawiony nam przez
Ewangelistę Marka, jest bardzo
krótki, ale też i przez to,
bardzo wymowny.
Choć liturgiczny czas Bożego
Narodzenia formalnie się kończy,
to cały czas w naszym akcie
wiary, radością tego wydarzenia
oddychamy. Syn Boga Żywego, dla
Którego nie ma rzeczy
niemożliwych, uniżył się do
bycia Człowiekiem. I tak Jezus
przez wcielenie przyjął ludzkie
ciało, lecz nie to ciało Adama z
raju, lecz ciało Adama po
grzechu. Jezus sam był bez
grzechu, lecz z miłości do
człowieka przyjął jego ciało z
wszystkimi konsekwencjami
ludzkiej winy, aby właśnie w tym
poranionym ciele dokonać dzieła
odkupienia.
Dzisiaj, Jezus, wchodząc w wody
Jordanu, sam, choć bez grzechu,
solidarnie stanął między
grzesznikami. To nie była
zorganizowana grupa przestępcza,
jakich to przecież na tym
świecie jest pełno. Przez postać
Jana Chrzciciela i przez jego
naukę, w naturalny sposób
dokonała się selekcja
grzeszników. Paradoksalnie,
pośród nich wielkość grzechu nie
ma tutaj istotnego znaczenia,
lecz kluczowe jest spojrzenie na
grzech i na Boskiego Prawodawcę.
Z wiarą, że Bóg może i chce ich
pojednania z Nim, przychodzą nad
Jordan, wyznają swoje grzechy,
podejmują konkretne działania i
zmiany w życiu. To właśnie
pośród takich stanął Jezus ze
swoją deklaracją solidarności.
Chrzest przyjął tak, jak
wszyscy, lecz przy wyjściu z
wody stało się coś niezwykłego:
ujrzał rozwierające się niebo i
Ducha jak gołębicę zstępującego
na Niego. A z nieba odezwał się
głos: "Ty jesteś moim Synem
umiłowanym, w Tobie mam
upodobanie". Jest dla nas
otwartym pytanie: czy to
doświadczenie i te słowa, były
wtedy tylko udziałem Jezusa, czy
też doświadczył tego Jan, albo
jeszcze inni świadkowie? Faktem
jest, że u progu swojej misji
Jezus w swej ludzkiej postaci
otrzymuje wsparcie Ojca
Niebieskiego i Ducha Świętego. W
pełnieniu swojej zbawczej misji
nie jest sam.
Wspomniana skąpość Markowego
opisu daje nam możliwość
szerszej interpretacji
wydarzenia i przełożenia go na
życie każdego z nas, którzy
przyszliśmy nad szeroko
rozumiany Jordan. Dzieło
odkupienia już się dokonało.
Ochrzczeni w Imię Trójcy
Przenajświętszej jesteśmy wolni
od grzechu pierworodnego. Dzięki
Jezusowi jesteśmy dziećmi Boga,
do Którego możemy mówić wraz z
Nim – Ojcze! Choć dalej
grzeszymy, to jednak
przychodzimy regularnie nad
Jordan, aby ten grzech nazwać,
oddać go Chrystusowi i ze
szczerym postanowieniem poprawy
wrócić do naszej rzeczywistości.
Te nasze powroty nad Jordan
nazywamy Sakramentem Pokuty.
Tworzy się niezwykła solidarność
grzeszników znad Jordanu,
Jezusa, wcielonego Słowa i
otwartego Nieba. W tej to
solidarności doświadczamy
zstąpienia Ducha Świętego i
każdy może usłyszeć słowa Ojca
Niebieskiego, które może
usłyszeć tylko dziecko – tyś
jest syn mój umiłowany, moja
córka umiłowana, dziecko, w
którym mam upodobanie.Po takim
doświadczeniu wiary, wychodząc z
owego Jordanu, będziemy tak, jak
Jezus znać, misję, jaką mamy
podjąć, do jakiej Bóg nas
zaprosił i przygotował. Nie
będzie to wtedy bańka moich
marzeń, chmurka snów i ludzkich
ambicji, w których to realizacji
zostałbym zapewne absolutnie
sam. Tylko przez rozeznanie Jego
woli i decyzję o jej pełnieniu,
spełnię moją misję i też
osobiście najwięcej osiągnę.
W tym Jordanie jestem w tłumie
innych grzeszników, takich,
którzy podobnie jak ja, chcą się
zmienić. Mają odwagę wyznać swój
grzech, podnieść głowę do nieba
i nazwać swoją misję. To jest
moje środowisko.
Tymczasem jest ciągle pokusa,
aby wzorców szukać u tych,
których tutaj nie ma, albowiem
uważają się za lepszych i bez
grzechu. Często mają inną rangę
społeczną tak, jak wtedy
ówczesne elity
religijno-polityczne. Jest też
pokusa, aby wyciągać przypadki
znad Jordanu, różnych obłudników
i dzielnie ogłosić, że niejeden
z tych, którzy chodzą do
spowiedzi, jest gorszy od tych,
co nie chodzą.
Wejście do Jordanu to nie tylko
czas Sakramentu Pokuty, ale
również przez rachunek sumienia,
element naszej codziennej
modlitwy. To bardzo praktycznie
pozwoli nam budować prawdziwą
solidarność z Bogiem i z innymi
grzesznikami.
Ks. Lucjan Bielas
-
Ci, po których
się najmniej tego spodziewano
(Iz 60,1-6; Ef 3,2-3a.5-6; Mt 2,1-12)
Bóg Ojciec sam dobiera tych,
których szczególną interwencją
Ducha Świętego zaprasza na
spotkanie z nowo narodzonym
Swoim Synem Jezusem.
Już w łonie Matki powitała Go krewna
Elżbieta, jej mąż Zachariasz i
jeszcze nienarodzony Jan. Po
anielskim spektaklu na niebie
nad pastwiskiem, opodal
Betlejem, anioł Pański
poinformował pasterzy o
narodzinach Mesjasza,
przekazując im adres i jasny
tekst zaproszenia.
Starzec Symeon i prorokini Anna to kolejne
postacie, które wrośnięcie w
mury świątyni, przez jej
matadorów były niedostrzegalne,
lecz dla Ojca Niebieskiego stały
się w niej zgoła najważniejsze.
To Duch Święty przyprowadził ich
na spotkanie z Dziecięciem i
Jego Rodzicami, aby Je zobaczyli
i wzięli w swoje ramiona jako
przez całe życie wyczekiwanego
Mesjasza.
Te starannie przygotowane przez Ojca
Niebieskiego spotkania, miały
ogromne znaczenie zarówno dla
Maryi i Józefa, jak i dla
wszystkich zaproszonych. Niby
normalna biedna żydowska rodzina
i całkiem zwyczajne dziecko i
takie proste ludzkie kontakty,
lecz przez wiarę w umysłach i
sercach ich uczestników, stawały
się kluczowe na dalsze życie i
śmierć, albowiem nadawały
wszystkiemu właściwy sens i
wymiar.
Dzisiaj jesteśmy zaproszeni na kolejne
spotkanie, przygotowane przez
Boga. Tym się różni od
pozostałych, że zaproszonych na
nie najmniej by się w żydowskiej
społeczności spodziewano. Ojciec
Niebieski zaprosił magów, czyli
mędrców. Termin ten dotyczył
pierwotnej medyjskiej i perskiej
klasy kapłańskiej. Jej
przedstawiciele wyróżniali się
wiedzą mistyczną, biegłością w
astrologii, wróżbami i
odczytywaniem snów. Co takiego
było w ich sercach i umysłach,
że Ten, który zna całą prawdę o
człowieku, postanowił skierować
właśnie do nich zaproszenie na
spotkanie ze Swoim Synem, z
Mesjaszem? Może próba, choć
częściowej odpowiedzi na to
pytanie, ważna jest i dla
naszych spotkań z Jezusem.
Na wstępie trzeba nam dostrzec fakt, że
Stwórca w nawiązaniu dialogu z
owymi uczonymi, posłużył się ich
językiem, a mianowicie gwiazdą.
Dzisiaj pośród różnych hipotez
wymienia się kometę Halleya;
dalej wiemy też, że doszło do
ciekawej planetarnej koniunkcji
Jowisza i Saturna, która
nastąpiła w 7 roku p.n.e. i
wyglądała jak jedna, jasna
gwiazda; mówi się również o
wybuchu gwiazdy zwanej –
supernową – która mogła być
widoczna 5-4 roku p.n.e. Dla
mędrców, owo zapewne naturalne
zjawisko, miało jednak bardzo
indywidualny wymiar. Gwiazda
wiedziała, kiedy się pojawić, a
kiedy zniknąć. Do jakiego celu
miała podróżnych doprowadzić. Ta
nawigacja czytała sumienie i nie
naruszając ludzkiej wolności,
prowadziła do celu, który był
istotny dla podróży całego życia
człowieka. GPS (Global
Positioning System), nigdy
takiej usługi nie będzie mógł
świadczyć, albowiem nie ma
możliwości odczytania tego, co
jest w sercu człowieka. Bóg
wiedział, że zaproszeni przez
Niego kapłani uczciwie szukają
prawdy o Nim, o człowieku i jego
dramacie – grzechu . Znając to
wszystko, wyszedł im naprzeciw,
zapraszając na urodziny
Mesjasza.
Następnym ważnym elementem osobowości
przybyszów ze Wschodu, było
niewchodzenie w jakąkolwiek
relację ze złem, w żadne
kompromisy. W uczciwej nauce
takich numerów nie ma. W dobrej
wierze trafili w jaskinię
ówczesnego politycznego
rozbójnika, jakim był król
Herod. Ten ponad przeciętnie
inteligentny złoczyńca,
patologicznie obawiający się o
swoją władzę, od razu poczynił
sobie właściwe kroki: Zebrał
więc wszystkich arcykapłanów i
uczonych ludu i wypytywał ich,
gdzie ma się narodzić Mesjasz.
Ci dali mu poprawną odpowiedź,
nawet z uzasadnieniem, lecz nie
byli prawdziwymi mędrcami,
albowiem byli krótkowzrocznymi i
przestraszanymi ludźmi
kompromisu.
Dla Mędrców wiedza słabych kolegów ze
świątyni jerozolimskiej była
jedynie dodatkową przesłanką.
Kiedy opuścili pałac Heroda,
znów ujrzeli gwiazdę, która
będąc Bożym znakiem, dała im
poczucie bezpieczeństwa i
przyprowadziła do celu. Weszli
do domu i zobaczyli Dziecię z
Matką Jego, Maryją; upadli na
twarz i oddali Mu pokłon. I
otworzywszy swe skarby,
ofiarowali Mu dary: złoto,
kadzidło i mirrę.
Ten tekst wskazuje na kolejną cechę
osobowości Mędrców. Szukali
prawdy, a nie potwierdzenia
swoich wyobrażeń, czy też,
wcześniej przyjętych tez. W tej
ludzkiej relacji między Matką a
Dzieckiem niewątpliwie za sprawą
Tego, który ich zaprosił,
rozeznali prawdę o wcielonym
Synu Boga, o Jego dwóch
naturach. Tę prawdę wyznali,
upadając na twarz, składając
dary, które były zarówno dla
prawdziwego Boga, jak i dla
prawdziwego Człowieka i Króla
Wszechświata, Któremu to
pokornie według swojego sumienia
służyli.
I znów Bóg przemówił ich językiem. Ich
świadome i dobrowolne uznanie w
Bogu swojego Pana, wyraziło się
tym, że to On mógł we śnie
nakazać im powrót inną drogą do
swojej ojczyzny. Ten nakaz dany
z miłości i przyjęty z miłością
miał już zupełnie inne
brzmienie.
Mędrcy otrzymali gigantyczny dar,
przewyższający wszystko to, co
przynieśli. Jest rzeczą
normalną, że jak widzimy
malutkie dziecko, zaraz pytamy
rodziców: a jak ma imię? Co
usłyszeli? – Jezus ma na imię.
Przyszli z wiarą i wymawiając to
Imię, zaczęli otwierać zupełnie
dla nich dotąd nieosiągalne
możliwości.
Tak więc poganie, ci, po których by się tego
najmniej spodziewano, stali się
dla nas wszystkich nauczycielami
w szukaniu w życiu Prawdy.
Ks. Lucjan Bielas
-
-
Boginie,
celebrytki i Maryja
-
(Lb 6,22-27; Ga
4,4-7; Łk 2,16-21)
-
To zapewne nie przypadek, że
właśnie w Efezie, na zwołanym
właśnie tam soborze w 341 r.
nastąpiło ogłoszenie Boskiego
Macierzyństwa Najświętszej Maryi
Panny. Od VII w. przed
Chrystusem, miasto to było
centralnym miejscem kultu
bogini Artemidy, przez Rzymian
zwanej Dianą. Naturalne
położenie miasta i świątynia,
uchodząca za jeden z cudów
starożytności, przez niemal 1000
lat ściągały tysiące
pielgrzymów. Obok frygijskiej
Kybele, egipskiej Izydy,
greckiej Rei oraz Demeter, była
ona czczona jako bogini-matka,
Magna Mater.
-
To nie był zapewne tylko ludzki
pomysł, ale przede wszystkim
zrządzenie opatrzności Bożej, że
właśnie w tym miejscu
obumierającego już kultu
Artemidy, ojcowie soboru, po
bardzo burzliwych dyskusjach
Chrystologiczno-Maryjnych w
Duchu Świętym, głębiej
zrozumieli i przyjęli prawdę o
naturze Boskiej i ludzkiej w
Chrystusie. Znakomicie ujął ją
św. Cyryl: Różnica natur nie
została usunięta przez
zjednoczenie, lecz niewysłowione
spotkanie boskości i
człowieczeństwa urzeczywistnia
dla nas jednego Chrystusa. Słowo
osobiście narodziło się z
Dziewicy, ponieważ przyswoiło
sobie naturę własnego ciała.
Dlatego też zgodnie z prawdą o
dwóch naturach w jednej Osobie
Chrystusa, Maryi przysługuje
tytuł – Bogarodzica (Theotokos).
-
Poprzez narodzenie Jezusa
Chrystusa, Najświętsza Maryja
Panna, jest najpełniejszą
odpowiedzią, na tęsknotę
ludzkości, którą wyrażają
starożytne mity o boginiach
pełniących funkcję idealnej
matki.
-
Od soboru w Efezie minęło ponad
piętnaście stuleci. Kulty
pogańskie zanikły. Maryja z
orszakiem świętych kobiet tworzą
nieprzemijającą rzeczywistość
kobiecego piękna i matczynej
miłości. Kościół zarówno w
liturgii, jak i nauczaniu otacza
Ją szczególnym szacunkiem i
korzysta z Jej przemożnego
wstawiennictwa. Wystarczy
odwiedzić miejsca Jej
nadzwyczajnego kultu i
doświadczyć podziękowań, za
konkretne Jej interwencje w
konkretnych ludzkich historiach.
Wszechmogący Bóg dopuszcza
również Jej szczególne
interwencje w postaci
nadzwyczajnych objawień, w
których Ona ma dla
współczesnych rady, osadzone w
woli Jej Syna.
-
Jej głównym przeciwnikiem był,
jest i będzie, Szatan. Walczy
nieustannie z Maryją i z Jej
Synem Jezusem Chrystusem i z
wszystkimi, którzy poważnie
traktują Jego Kościół. Walczy,
posługując się zarówno fałszywą
nauką (np. protestanci), jak i
nową mitologią. O ile teologią
zajmuje się dzisiaj niewielu,
tak nową mitologią, lansowaną
przez nowe boginie, zwane
celebrytkami, zarażonych jest
wielu. Jest znamienne to, że
dawne boginie były związane z
religią, a te z nicością; dawne
były piękne, a te niekoniecznie;
dawne służyły życiu, a te
śmierci.
-
Wprawdzie dla Boga nie ma rzeczy
niemożliwych, to jednak Bóg od
tych, którzy Go kochają,
paradoksalnie dla ich dobra
oczekuje właściwej reakcji na
szerzące się zło moralne. Wydaje
się, że rozpoczynający się
dzisiaj Nowy Rok, będzie niósł w
tej walce szczególne wyzwania i
to zarówno dla kobiet, jak i dla
mężczyzn. Stawka jest potężna, a
jest nią nie tylko przetrwanie
cywilizacji, ale przede
wszystkim życie wieczne i to nie
tylko nasze , ale też
pogubionych bogiń
współczesności.
-
U progu tej tegorocznej batalii,
Jezus Chrystus, nasz Król i
Władca, jeszcze raz daje nam
Swoją Matkę Maryję, jako naszą
Matkę. Z wiarą w Jego wszechmoc,
powierzamy się Jej
wstawiennictwu.
-
Maryja zachowywała wszystkie te
sprawy i rozważała je w swoim
sercu.
-
Trzeba jednak i po ludzku, tak,
jak Ona, odrobić „zadanie
domowe”. Każdy z nas, w chwili
refleksji, w sumieniu czuje, co
powinien uczynić, jak powinien
się zachować, co ewentualnie
zmienić w przestrzeni, na jaką
ma wpływ.
-
Warto może u progu Nowego Roku,
te zadania jasno nazwać, a może
nawet je zapisać, aby nie były
jedynie dzielnym potrząsaniem
tarczą i włócznią.
-
-
Ks. Lucjan Bielas
|
|
|